Zapraszamy do lektury rozmowy, którą z autem książki „Dzieci Wojny. Historie prawdziwe. Ocalić od zapomnienia” przeprowadził nasz redakcyjny kolega Andrzej Krywalewicz.
Panie Andrzeju, książka „Dzieci Wojny. Historie prawdziwe. Ocalić od zapomnienia” została bardzo życzliwie przyjęta, wzbudziła dużo ciekawości i jeszcze mocniej utwierdziła w przekonaniu, że pomimo upływającego czasu wspomnienia – historie przedwojenne, II wojenne, losy przesiedlanych na ziemie zachodnie Polaków po 1945 roku wzbudzają autentyczną ciekawość i wzbogacają wiedzę. Dobra wiadomość jest taka, że wkrótce wznowienie książki. Dlaczego dopisał pan dodatkowy rozdział do swojej książki?
Dlaczego ten rozdział napisałem, a właściwie dopisałem do już powstałej książki? Między innymi dlatego, że w tym roku, w lutym wybuchła wojna na Ukrainie. Różnego rodzaju opisy tego, co tam się dzieje, co wyrabiają żołnierze rosyjscy, tam na Ukrainie, przypomniało mi historię, która wydarzyła się w Milczycach. W 1941 roku Sowieci dokonali tam okrutnego mordu na Polakach. Była to zbrodnia, która dziś jest zapomniana, a powinna zostać ocalona od zapomnienia. Wydarzenia tej zbrodni zostały zapisane w pamięci obecnych mieszkańców Lipnej, Brwic, Zielina, Krajnika, Wronczy, Trzcińska Zdroju, czy Chojny, bo do tych miejscowości zostali przesiedleni mieszkańcy Milczyc. W miejscowości Lipna koło Gozdnicy, kilka lat temu został wybudowany pomnik poświęcony ofiarom tego mordu. Mieszkańcy tych miejscowości stracili swoich bliskich. Milczyce przed II wojną były miejscowością zamieszkałą przez Polaków. Mój dziadek był tam leśniczym. Natomiast mój ojciec, w czasie tej tragedii, miał dwanaście lat. Był jeszcze dzieckiem. Wśród zamordowanych tamtego dnia 1941 roku, był ksiądz wikariusz – Antoni Piróg. Oprócz męczeńskiej śmierci Księdza Piroga, zginęło jeszcze siedemdziesięciu niewinnych mieszkańców. Z zapisków, które przetrwały, w pamięci pana Zbigniewa Przytacznika wynika, że zostało zamordowanych siedemdziesiąt osób. Natomiast na pomniku w Lipnej zostało upamiętnionych dwudziestu kilku mieszkańców wioski. Ten pomnik powstał ku pamięci tych, którzy zostali bestialsko zamordowani i są związani z rodzinami, które po wojnie zamieszały wokół Lipnej. A ludność Milczyc tak naprawdę, po przybyciu na Ziemie Zachodnie została rozdzielona. Po wojnie mieszkańcy wioski zamieszkali w zachodniej części Polski, we Wrocławiu, czy Lipnej, oraz w części północno-zachodniej, w Zielinie, Brwicach, Krajniku, jak i w Trzcińsku Zdrój czy w Chojnie Tutaj możemy spotkać nazwiska takie, jak: Madery, Jazy, Klisowscy, Szelążki. Nazwiska, które bardzo często pojawiają się, gdy pójdziemy na cmentarz w Lipnej, również znajdują się na cmentarzu w Brwicach, Różnią je tylko daty. I właśnie teraz gdy za naszą wschodnią granicą dochodzi do mordów to te wydarzenia można łatwo zarejestrować. W tej chwili media są na tyle prężne, że każdy może zrobić nagranie na swojej komórce i w ten sposób je upamiętnić. Natomiast wtedy chciano tak naprawdę zapomnieć o mordzie. W mojej książce są historie prawdziwe, które dzięki publikacji zostaną ocalone od zapomnienia. Pomyślałem, że ta historia o wydarzeniach w Milczycach z 1941 roku, powinna znaleźć się w książce. Ta historia jest mi szczególnie bliska, ponieważ odchodzą ludzie, w których pamięci przetrwały potworne zdarzenia. Historia ta dotyczy miejscowości, z której pochodzi moja rodzina, z tą miejscowością się utożsamiam.
Książka została bardzo życzliwie przyjęta, wzbudziła dużo autentycznej ciekawości? Co szczególnie wpłynęło na decyzję, że wydanie książki „Dzieci Wojny. Historie prawdziwe. Ocalić od zapomnienia” należy wznowić?
Wznowienie tej książki wychodzi z samego życia. Dlaczego z „samego życia?”. Ponieważ umarł wydawca tej książki Krzysztof Paszkowiak. Gdy Krzysztof żył i pracował, złożyłem zamówienie na druk pierwszych 500 sztuk, ponieważ takie było wtedy zapotrzebowanie. Jednak dzwonią do mnie różnego rodzaju organizacje, osoby fizyczne, które chcą mieć tę książkę w swojej bibliotece lub zapoznać się z jej treścią. Jednak ja tej książki już niestety nie mam. Książka wydana została w nakładzie tysiąca sztuk. Nakład ten rozszedł się błyskawicznie podczas wieczorów autorskich. Tak naprawdę Krzysztof wspominał, że wydał około dwóch tysięcy książki i wszystkie egzemplarze się rozeszły. Zapotrzebowanie na książkę było nieustanne, dlatego wydanie miało być wznowione. Niestety niespodziewana śmierć Krzysztofa zatrzymała planowane wznowienie Pechowo jeszcze wszystkie nośniki elektroniczne zaginęły. Przez rok od śmierci Krzysztofa szukaliśmy nośnika. Dopiero Arleta Siarkiewicz-Hoszowska, której serdecznie dziękuję, odnalazła nośniki u innego wydawcy, kolegi Krzysztofa. Jednocześnie ja od dwóch lat rzeźbię, wykonuję płaskorzeźby, Moje prace wielu się podobają. Dostałem też zamówienie na wykonanie płaskorzeźb z Ośrodka Kultury Leśnej w Gołuchowie, który jest centralnym ośrodkiem kultury leśnej w Polsce. Ośrodek poprosił mnie, abym wykonał tryptyk świętych: Jana Gwalberta, patrona leśników, świętego Franciszka z Asyżu, patrona przyrodników i świętego Huberta, patrona myśliwych. Więc podjąłem się tego trudnego zadania. Tryptyk, w lipcu tego roku został przekazany do Ośrodka Kultury Leśnej w Gołuchowie i obecnie znajduje się w Muzeum w Gołuchowie. Został też wyceniony przez rzeczoznawcę. Ja jednak nigdy za swoją pracę nie brałem żadnych pieniędzy. W przypadku tryptyku zaproponowano mi, że jeżeli przekażę tryptyk do muzeum, to Ośrodek Kultury wznowi druk mojej książki. W kolejnej edycji znajdzie się właśnie historia związana z tym, co się obecnie dzieje na Ukrainie, a dotyczy zapomnianego mordu, który miał miejsce w Milczycach w 1941 roku. Wznowiona książka ma zostać wydana w tysiącu egzemplarzy, mam w tym celu podpisaną umowę. W międzyczasie dzwonił również do mnie Dyrektor Centrum Informacyjnego Lasów Państwowych, który zaproponował, że z uwagi na duże zainteresowanie i zapotrzebowanie, warto byłoby wydać książkę w ilości od trzech do nawet pięciu tysięcy egzemplarzy. Jestem oczywiście, jak najbardziej zainteresowany pomysłem. Wtedy każdy zainteresowany będzie miał możliwość zapoznania się z tym wydawnictwem. Zauważyłem, że istnieje zapotrzebowanie na książkę wspomnieniową. Widać to było podczas moich spotkań autorskich, na które przychodziło mnóstwo ludzi. Zdarzało się niejednokrotnie, że brakowało miejsca w dużych salach, w których organizowano spotkania. Często spotkania były planowane na półtorej godziny, a trwały nawet do czterech godzin. Wszyscy uczestnicy do późnych godzin siedzieli na sali. Dla mnie to jest sygnał, że jest takie zapotrzebowanie społeczne, zapotrzebowanie przede wszystkim na prawdę. Szczególnie, gdy patrzymy wstecz na okres, gdy nam wtłaczano historię, nie do końca prawdziwą. Kiedyś zapytałem się przybyłych gości czy wiedzą cokolwiek o zbrodni w Piaśnicy w 1939? Nikt nic nie wiedział, a przecież to jest pierwszy Katyń, to zbiorowe masowe egzekucje przez rozstrzelanie tysięcy ludzi. Zginęli Polacy, głównie z trójmiasta i Kaszubi, a my jako naród nic nie wiemy o tej zbrodni.
Wznowione wydanie książki czym różnić się będzie od pierwszego wydania?
Powiem w ten sposób, że uzupełniając książkę o dodatkowy rozdział „Dzieci Wojny. Historie prawdziwe. Ocalić od zapomnienia” pragnąłem, aby na podstawie świadków, ich relacji, powstał zapis tego, co się zadziało w Milczycach. Dotarłem do Jerzego Rudnickiego z Oddziałowego Biura Edukacji Narodowej we Wrocławiu, który mieszka we Wrocławiu. Dotarłem również do spisanych relacji świadków. Te zdarzenia relacjonował pan Zbigniew Przetacznik. To wieloletni mieszkaniec Trzcińska-Zdroju, który pełnił funkcję wieloletniego dyrektora szkoły. On opisał te wszystkie wydarzenia, jakie miały miejsce w 1941 roku. Tradycyjnie rysunek do tego wydarzenia wykonała moja córka Aleksandra, podobnie jak do poprzednich fragmentów-rozdziałów mojej książki. Co utkwiło szczególnie, jaki ważny moment, a na rysunku ta chwila została uwieczniona. Gdy w Milczycach wszyscy zostali spędzeni do rowu, wówczas pan Zbigniew Przetacznik zobaczył księdza Antoniego Piroga z zakrwawioną twarzą, zdartą skórą z głowy. Wyciągnął wtedy różaniec i zaczął się modlić, stąd też na tym rysunku możemy zobaczyć ten wyciągnięty różaniec w dłoniach księdza Piroga. Zarówno treść, ilustracje oraz okładka pozostaje w drugiej edycji taka sama.
Skąd znajduje pan czas na działalność społeczną?
Skąd biorę czas na dodatkową działalność społeczną, skoro tak dużo czas poświęcam pracy zawodowej? Pracy zawodowej poświęcam bardzo dużo czasu, każdą wolną chwilą staram się podzielić ze środowiskiem, w którym mieszkam i swoją działalnością, ale przede wszystkim działalnością, na którą mam wpływ. Efekty tej współpracy i działalności są duże. W ostatnim czasie zostałem uhonorowany Różą świętej Teresy. To odznaczenie bardzo rzadkie, nadawane jest przez kapitułę złożoną z misjonarzy, którzy w ramach Kurii Szczecińskiej wyjeżdżają na misję po całym świecie. Otrzymanie tego wyróżnienia z rąk osób, którzy od lat pracują na misjach to szczególne uznanie, z którego się bardzo cieszę. Bardzo często jest tak, że osoby, którzy piastują wysokie stanowiska, są odznaczani. Zostałem uhonorowany wieloma odznaczeniami i każde jest dla mnie wyjątkowe. Natomiast odznaczenie Różą św. Teresy, nagrodą misyjną jest dla mnie szczególnie bliskie i cenne. Bardzo się z tego wyróżnienia cieszę. We wrześniu, dokładnie 16 września tego roku, zostałem odznaczony przez organizację ogólnokrajową „Paczka dla bohatera”. Dla mnie to było niespodziewane wyróżnienie. Zostałem zaproszony nad Zalew Zegrzyński, tam odbywała się gala dla Powstańców Warszawskich, kombatantów. Samych, zacnych zaproszonych bohaterów było z dwieście osób. Każdy kombatant miał opiekuna, wolontariusza. Na tej gali, jako jedyny zostałem wyróżniony szablą Kapituły „Paczki dla Bohatera”. To bardzo cenne wyróżnienie. Wydaje mi się, że często w bliskich środowiskach mało kto wie o działalności jaką prowadzimy, a jesteśmy jednocześnie dostrzegani z poziomu odległych regionów Polski, Warszawy, ludzi, którzy działają w nieznanych nam grupach lokalnych. Muszę powiedzieć, że w ostatnim czasie zostałem zaskoczony podczas uroczystości upamiętniającej żołnierzy podziemia niepodległościowego, na Hali Łabowskiej, w okolicach Starego Sącza, Krynicy Górskiej. Tam przyjeżdża bardzo dużo osób, również polityków, posłów, europosłów, różne znane osobistości w Polsce. Jadąc tam, wydawało mi się, że jestem osobą nieznaną. Tak, jak tutaj w środowisku nie raz spotykam się z ludźmi, którzy wiedzą coś tam o mnie, znają mnie. Myślę, że w uroczystości na Hali Łabowskiej uczestniczyło ponad tysiąc osób. Nagle podchodzą do mnie nieznajomi ludzie, witają się – dzień dobry Panie Dyrektorze, Panie Andrzeju. Zadałem w końcu raz, drugi pytanie: - Skąd mnie Pani, Pan zna? I nagle – Jak skąd? Oglądałem program, czytałem gazetę. Okazuje się, że w lokalnej prasie i telewizyjnych programach regionalnych jesteśmy widoczni. Podobnie było na Podlasiu, a ostatnio na Ziemi Lubuskiej, gdzie odbywał się wernisaż, na który wykonałem pracę, cztery płaskorzeźby dla Muzeum w Międzyrzeczu. Na wernisażu pojawił się Wojewoda Lubuski, który w czasie powitania gości, powiedział nagle, że jest mu bardzo miło, ponieważ wśród wielu prac znajdują się praca przyjaciela - Andrzeja Szelążka. Byłem bardzo zaskoczony, mile zaskoczony.
Panie Andrzeju, jest Pan mieszkańcem małej wioski oddalonej o kilka kilometrów od Chojny w Powiecie Gryfińskim. Czego chciałby Pan życzyć mieszkańcom Ziemi Gryfińskiej?
Tak, rzeczywiście mieszkam w Brwicach, w Powiecie Gryfińskim, w Gminie Chojna. Ziemia Gryfińska jest mi szczególnie bliska, tutaj się urodziłem, tutaj wychowałem, tutaj żyję. Życzę wszystkim mieszkańcom powiatu, abyśmy nauczyli się żyć, nie tylko dla siebie, ale również dla ludzi z naszego otoczenia. Staram się, aby tym, co robię, obdzielić swoimi sukcesami wszystkich. Również chciałbym, aby ludzie, z którymi mieszkam i wśród których żyję, byli dumni z tego, że mieszkaniec ich miejscowości, gminy czy powiatu wielkim wysiłkiem osiąga jakieś tam cele, którymi możemy się wspólnie wszyscy później podzielić. Zawsze zaznaczam to, że kiedy osiągam różnego rodzaju sukcesy, że jestem mieszkańcem Gminy Chojna, Powiatu Gryfińskiego, Jestem też bardzo zaangażowany w to, co dzieje się w Powiecie Myśliborskim czy Powiecie Pyrzyckim. Jest to teren mojej pracy, którą wykonywałem jako leśnik, jako leśniczy, nadleśniczy. Najwięcej lat przepracowałem jako leśniczy, a teraz jako dyrektor pracuję na terenie Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Szczecinie, której obszar sięga od Świnoujścia, aż do Bolewic czy Międzychodu. To nadleśnictwa na terenie województwa wielkopolskiego. Piętnaście nadleśnictw znajduje się na terenie województwa lubuskiego. Obszar oddziaływania jest bardzo duży. Warto w tym miejscu dodać, że Regionalna Dyrekcja Lasów Państwowych w Szczecinie jest największą regionalną dyrekcją w Polsce. Istnieje siedemnaście regionalnych dyrekcji, ale my jesteśmy odpowiedzialni za 10 procent zadań. Spotkaliśmy się w przededniu świąt Bożego Narodzenia, najważniejszych świąt w roku. Pragnę w tym miejscu złożyć czytelnikom Portalu Regionalnego Chojna24 najserdeczniejsze życzenia Zdrowia, miłości, radości, wszelkiej pomyślności. Aby spędzony wspólnie z najbliższymi czas był dla Państwa odpoczynkiem od codziennych zajęć, obowiązków i aby skumulowana w nas w okresie świątecznym dobra energia dodawała sił w pokonywaniu trudności w Nowym 2023 Roku. Aby udało się Państwu zrealizować wszystkie swoje zamierzenia. Wszystkiego Dobrego.
Z Andrzejem Szelążkiem rozmawiał Andrzej Krywalewicz
Grudzień 2022