Pani Maria z córkami |
Córki Pani Marii |
Mała społeczność naszej wioski i
sąsiednich była mocno rozwarstwiona. Ci co posiadali ziemię to żyli. Jednak
wielu ludziom mieszkającym po okolicy żyło się ciężko. Bez ziemi worek na plecy i za łaskawym chlebem chodzili.
Mama nabrała wiadro kartofli i podała jednym, drugim. Były dni, że drzwi się
nie zamykały. Tata powiedział, jak tak będziesz rozdawać, to nie będzie co
posadzić. Później mama po jednym ziemniaku dawała. Mówili, że przejdą po całej
wiosce i starczy na obiad. Bieda była. Blisko nas Chlebowice były. Tam dwie
dorosłe dziewczyny pamiętam, chodziły od domu do domu za posiłkiem, a gdy
przebywały w domu to czekały z utęsknieniem na chłopaka, że pojawi się nagle.
Wierzyły, że pojawi się kawaler w ich domu i zabierze stąd do lepszego świata. Czy
pojawił się ? Nie wiem.
Za starej Polski
Za starej Polski spokojnie się żyło. Jak wspomniałam, ludzie żyli pokoleniami, przywiązani do jednego miejsca. W jakim języku ludzie mówili ? Jak kto chciał, jak kto umiał. Przed wybuchem lub na początku wojny zapamiętałam wiosenne święto. Ukraińcy szli nad rzekę święcić wodę a Polacy uczestniczyli w tym samym czasie w uroczystości, którą odprawiał ksiądz. Ukraińcy wzięli z sobą dwa gołębie. Gołębie miały symbolizować Polskę i Ukrainę. Jednemu skrzydła związali lub oderwali. Wypuścili dwa gołębie do góry. Jeden z nich wzleciał w powietrze, drugi wpadł do wody, utopił się. Nabożeństwo ich zostało zakończone, śmiali się głośno, klaskali w ręce. Życie szybko zmieniało się. Wcześniej normalnie się układało. Gdy odbywały się nasze święta bożonarodzeniowe, zapraszano Ukraińców. Gdy przyszedł czas ich świąt, zapraszali Polaków. W zgodzie wszyscy żyli. Dużo było mieszanych małżeństw. To Polka wyszła za Ukraińca, to odwrotnie. Mówiono po ukraińsku, po polsku jak kto chciał. Do szkoły w Świrzu chodzili Żydzi, Ukraińcy i Polacy.
Zaginęłam w zaspie śniegu
Gdy przyszedł czas na lekcje religii, dzieci ukraińskie udawały się do cerkwi, żydowskie do bożnicy w Świrzu. Drogę do szkoły pokonywaliśmy pieszo. To była prawdziwa zima. Za oknami zaspy, wokół wszędzie biało, śnieżyce, zamiecie i przenikliwy, kłopotliwy mróz. Zaspy metrowe do dzisiaj utkwiły mi w pamięci. Zapamiętałam powrót do domu drogą zasypaną śniegiem. Wspinam się z koleżanką pod górkę i im wyżej tym śniegu więcej. Nagle koleżanka wyższa przedostała się przez nasypaną śniegiem zaspę, ja utkwiłam; ciemno, smutno i wrażenie, że przez zwykłego życiowego pecha zostałam odcięta od normalnego życia. Po dłuższej chwili ile sił krzyczę: - pomóż, pomóż. Zawróciła, odnalazła skąd wydobywał się mój głos. Odsypywała śnieg w różny sposób. Poradziła sobie, rękę jej mocno chwyciłam i przedostałam się przez wysoką zaspę.
Kierunek Przemyślany
Miasto Przemyślany znajdowało się z
15 km od naszej wioski. Tam znajdował się rynek, na który przybywali z okolic.
Rodzice wzięli mnie kiedyś z sobą. Droga do Przemyślan prowadziła przez dwie
ukraińskie wioski. Nazywaliśmy „ukraińskie” ponieważ zamieszkiwali tam Ukraińcy. Wóz obładowany, koń zatrzymał się, odpoczął i tak coraz bliżej do przedmieścia miasta. Co zapamiętałam ? Tata
od domu do domu podchodził, stukał do drzwi, proponował ziemniaki, jaja,
kaczkę, kurę. Ludzie kupowali, podchodzili do wozu, oglądali, przebierali,
rozmawiali. Rodzice się oddalili, a tutaj obcy koń się przyczepił do "tatowego" konia. Jeden drugiego co pewien czas łup po głowie. Niespokojna patrzę gdzie
mama, gdzie tata. Przed sklepami stali Żydzi i nawoływali aby to właśnie w ich
sklepie zrobić zakupy. Tak zapamiętałam wyprawy do miasta.
Nadeszły święta, do kościoła się chodziło.
Jeden do drugiego podchodził i dalej razem. Problem stanowiły buty, których
brakowało. W obuwiu chodził młodszy po starszym. Były buty można było pójść do
kościoła, nie było butów, zostawał człowiek w wiosce i zazdrościł. Rodzice
uprawiali pszenicę, żyto, buraki. Chleb piekła mama sama. A gdy chlebek w domu wyrastał
w piecu to pachniało wszędzie wokół. Święta - jakoś szczególnie mi utkwiło Boże Narodzenie. Skromnie ale bardzo rodzinnie.
Choinka ustawiona na klepisku, ustrojona papierowymi ozdobami. Tradycyjnie w
wigilie kolacja a później w drogę śnieżną drogą po ciemku do Świrza. W święta
ludzie chętnie się odwiedzali. Na ulicy zasypanej śniegiem co pod dom podszedł
człowiek to kolędowali rodzinnie.
Wojna
Obszarnicy gdzieś się ulotnili
Do szkoły zdążyłam dwa lata
uczęszczać. Później to życie się skomplikowało. Naprzód Stalin dogadał się z
Hitlerem. Polska broniła się tyle ile siły starczyło. W Przemyślanach na
początku wojny piloci naszego wojska -
lotnicy przez jakiś czas przebywali (23 Eskadra Towarzysząca – przypis
autora). W tym czasie gdy wybuchła wojna
myślałam, jak to jest u nas pany takie bogate mieszkali blisko w majątku. Pola,
ziemia, zwierzęta. Przed wojną gdy jechali przez naszą wieś do miasta, do
kościoła, na zabawę, to państwo mocno wystrojeni byli. W kościele siadali w
ławce z przodu. Kobieta była ubrana w długiej sukni, na głowie miała
kapelusz z czarną siatkowaną zasłoną. Zamiast patrzeć się na ołtarz, to ja się
jej przyglądałam. Myślałam, przecież do kościoła promienie słońca nie
docierają, dlaczego ona tej siatki (zasłony – przypis autora) do góry na czoło,
włosy nie uniesie – śmieje się pani
Maria. Dwie pary koni ciągnęły bryczki, tak wtedy nazywano zaprzęgi. Majątek
tej rodziny znajdował się z dwa kilometry od naszej wioski, może trochę więcej
? Może trochę mniej ? Posiadali duży obszar ziemi, zatrudniali do służby wiele
osób. Myślałam w 1939, jak to jest, że po dwóch tygodniach walki Polska poddała
się. Wówczas wydawało mi się, że zamożni mogą wiele uczynić dla zmiany biegu
historii. Miałam wtedy tylko dziewięć lat. Gdy pojawili się Rosjanie,
obszarnicy gdzieś się ulotnili. Pozostawili dobytek, bydło, konie. Prawie
wszystko pozostało.
Pani Maria (A.D. 2021) |
Ucieczka do domu wujenki
Bandyci się pojawiali. Ukraińcy obcy, nie znani. Do tragedii dochodziło, języki ucięli, dorosłych pokaleczyli ludzi do końca życia a zdarzyło się, że dzieci mordowano. Ludzie przerażeni, jeden do drugiego szedł w strachu, radzili co robić. Ludzie co zdążyli, załadowali na wozy, uciekali do miasta. Tam bezpieczniej było. Czy pamiętam ucieczkę mojej rodziny ? A czemu mam nie pamiętać, dobrze pamiętam. W nocy podpalili sąsiednią wioskę, słychać było krzyki, kto się uratował, przeżył ratował się ucieczką przez naszą wieś. Ludzie stali przed domami, przyglądali się tragedii, ludzie, którzy uciekali dopełniali atmosfery strachu i śmierci. Szybkie decyzje podejmowali ludzie z sąsiedztwa, również moi rodzice. Ja na sam przód, siostra i mama. Doszliśmy do miasta, do domu wujenki. Nie trzeba było niczego wyjaśniać, każdy wiedział co się dzieje. Tata początkowo „zaparł” się, że zostanie, będzie pilnował dobytku. Później do nas dołączył. Ludzie porozrzucani po mieście, „jedne” tu, inne „tam” po sąsiedzku. Nikt chyba nie wiedział co dalej, jak to się skończy. Ukraińców tutaj była mniejszość. Ludzie mówili, że dużo ich uciekło do wschodniej Ukrainy. Ile w tym prawdy było, nie wiem. Mój tata został sierotą, gdy był malutki. Doceniał to swoje szczęście, że ma rodzinę. Nie powrócił z wioski, ślad o tacie zaginął. Nie mógł się pogodzić, że zabudowania zniszczone, wiele domów spłonęło. Poszedł przez ciemny las ciemną nocą. Chciał odzyskać to co pozostało. Nigdy już nie wrócił...
Starsza Niemka rozmawiała sama z sobą, zatrzymywała i patrzyła w okno...
Później pamiętam
drogę pociągiem na zachód. Mama i my. Najstarsza z mężem i teściami. W wagonach
dużo naszych. Jedni bardziej obładowani, drudzy mniej. Pociąg jechał przez
Śląsk. Cały transport zatrzymał się na bocznicy dużego miasta. Wysadzili nas. Wojsko
organizowało transport do pobliskich miejscowości. Stąd dotarliśmy do Nowej Wsi
na Dolnym Śląsku. W opuszczonym, małym domu zamieszkaliśmy. Po poprzednich
gospodarzach skromny dobytek pozostał. Ziemniaki, warzywa w kopcach. Dużo
jeszcze Niemców w wiosce przebywało. Z pół roku jeszcze przebywali. Ich
mężczyzn do roboty zapędzali. Zapamiętałam starszą Niemkę. Czy ona była mądra,
czy nie – tego nie wiem. Chodziła po wiosce,
rozmawiała ze sobą, zatrzymywała się, gdy spostrzegła kogoś przez okno, patrzyła w to okno i uśmiechała. Wie pan co ja dziś myślę, gdy tą kobietę
nieszczęśliwą sobie przypominam? Musiała biedę przeżyć, może mąż czy syn z
wojny nie wrócił ?
Z Tetynia furmanką do Piaseczna nas przywieźli
Siostra
Paulina w 1941 albo 1942 została wywieziona na roboty do Rzeszy. Mama z Nowej Wsi list napisała, opisała nasze
położenie, prawdę o tacie, że nie powrócił. Paulina po wojnie przebywała dalej
w Rzeszy. W miastach tu na zachodzie wagony były odczepiane, ludzie zostawali.
Kilka ostatnich wagonów dojechało na małą stację kolejową do Tetynia. W jednym
z wagonów przybyliśmy tutaj w nieznane moi najbliżsi i oczywiście ja. Z Tetynia
furmanką do Piaseczna nas przywieźli.
Z pierwszych lat po wojnie nie wiele pamiętam. Domy były zamieszkałe. Ludzie z różnych stron zamieszkali. Dużo wojskowych otrzymało tutaj domy. Za czymś poważniejszym to do miasta udawaliśmy się. Najczęściej do Myśliborza. Do Bań rzadziej. Pan sobie wyobrazi, że rano pieszo drogą przez las wyruszaliśmy do Myśliborza ? Miasto podobało mi się. Nie było zniszczone. Duża stacja kolejowa, gdy lokomotywa czekała do odjazdu, gęsty dym pojawiał się wzdłuż drogi do miasta. W Piasecznie powstał kołchoz blisko sklepu. Rano ludzie oczekiwali na placu na brygadzistę. Najpierw przekleństwo, później rozdzielali pracę. W swoim gospodarstwie mógł hodować jedną krowę, kilka świń. Obowiązkowe dostawy, przyszedł Zielonka - bo tak jego nazywali ludzie. On nie miał litości. Nie patrzył się na pana czy na mnie. Wszedł i patrzał co z domu wziąć. Zabierał i nie było zlituj się. Ludzi zastraszyli. Później sklep GS z Bań uruchomił. Szkoła działała. Do kościoła pieszo do Górnowa chodziliśmy, do Bań się chodziło. Mąż nazywał się Bronisław Prońko. Poznaliśmy się tutaj w Piasecznie. Pracował jako kierowca autobusu w POM – ie w Baniach (Państwowy Ośrodek Maszynowy – przypis autora).
Epilog
W latach „dobrobytu” na początku lat 70 tych pod namową męża zgodziłam się odwiedzić jego najbliższych, którzy mieszkali za wschodnią granicą. Pomyślałam – niech dziadkowie poznają wnuków. Wtedy miał mecz reprezentacji Polski i Republiki Ukraińskiej. Tłumy przez granicę przejeżdżało. Gdy dotarliśmy na miejsce przywitali nas rodzice męża a moi teściowie. Szybko zdałam sobie sprawę, że tutaj już inne zwyczaje, mówią w innym języku. To już inny kraj