Za nami już ponad 2 tygodnie kalendarzowej zimy. O tym, że aktualnie mamy właśnie tę porę roku przypominają nam od czasu do czasu nocne przymrozki. A jeszcze kilkanaście lat temu, mieszkańcy regionu na przełomie grudnia i stycznia musieli zmagać się nie tylko z bardzo niską temperaturą ale również ogromnymi zaspami...
Dzięki Stowarzyszeniu Miłośników Ziemi Trzcińskiej na archiwalnych fotografach możemy zobaczyć jak z zimą radzili sobie mieszkańcy w latach 1962-1963 w Trzcińsku Zdrój . Ciekawa zimowa opowieści pojawiła się na profilu społecznościowym. Zapraszamy do podróży w czasie.
Starsi mieszkańcy naszego regionu dobrze pamiętają zimę z przełomu roku 1962 i 1963, była mroźna, śnieżna i bardzo dała się wszystkim we znaki. Rozpoczęła się przed świętami Bożego Narodzenia, pokrywając miasto i okolice śniegiem. Ale wkrótce po Nowym Roku uderzyły wielkie mrozy a ich nadejście poprzedziły intensywne śnieżyce. Nikt wówczas nie przypuszczał, że może być jeszcze gorzej. Druga fala śniegu nadeszła w połowie miesiąca, 15 stycznia. Od wieczora do rana wiał silny wiatr i padał gęsty śnieg. Rankiem ludzie w mieście ujrzeli na ulicach zaspy śnieżne, które dochodziły do półtora metra wysokości. 18 stycznia sypnęło ponownie, wszystkie drogi prowadzące do Trzcińska –Zdroju zostały zasypane.
Obfite opady śniegu połączone z silnym wiatrem i tęgi mróz, sparaliżowały życie w miasteczku, zostały zasypane wszystkie drogi dojazdowe, nie dochodziła komunikacja PKS i PKP. Wiadomości o zimowej sytuacji w Polsce, docierały do mieszkańców Trzcińska-Zdroju przez radio, które było jedynym kontaktem ze światem zewnętrznym. Transport Gminnej Spółdzielni Samopomoc Chłopska, który miał za zadanie codzienne zaopatrzenie okolicznych wiosek w żywność, przestał działać, sklepy na wsi zaopatrywane były za pomocą sań. Do miasta nie docierały dostawy z opałem, żywnością i codzienną prasą. Zamarł ruch na poczcie, do kina nie dotarły nowe filmy a w szkole podstawowej zawieszono na pewien czas zajęcia. 1 lutego nadeszła kolejna fala mrozów, z głównych miejskich ulic zaczęto wywozić śnieg, ponieważ stawały się one nieprzejezdne. Próby udrożnienia dróg do sąsiednich miejscowości za pomocą spychacza gąsienicowego zakończyły się fiaskiem. Na drodze do Strzeszowa spychacz ugrzązł w potężnych zaspach, a na drugi dzień, po zadymce śnieżnej nie było go już prawie widać z pod śniegu. Mieszkańcy wiosek docierali do miasta po żywność pieszo, wybierając drogę przez pola. Przychodzili do piekarni GS z plecakami, które wypełniali chlebem i wracali do swoich domostw brnąc w głębokim śniegu. W kronice miasta znajduje się krótki wpis miejskiego kronikarza Jana Sokólskiego dotyczący tej zimy: „Tego roku Pomorze Zachodnie i całą Polskę nawiedziła ciężka zima. Długotrwałe mrozy i nadmierne opady śniegu, spowodowały przerwę w produkcji i komunikacji. W Trzcińsku-Zdroju zabrakło opału. Mieszkańcy otrzymywali węgiel z przydziału w małych ilościach stojąc w kolejce większej jak za cytrynami”.
Mróz trzymał a opady śniegu się wzmagały. Sytuacja w mieście zaczynała się pogarszać, w sklepach zaczynało brakować podstawowych artykułów żywnościowych, ulice i chodniki w miasteczku z powodu zalegającego i wciąż przybywającego śniegu stawały się nie do przejścia. Traktor Ursus z zakładu Gospodarki Komunalnej z podczepionym spychaczem, pracował na ulicach od rana do zmierzchu, zgarniając śnieg na pobocza ulic, na których tworzyły się coraz wyższe wały śnieżne. Mieszkańcy posesji odśnieżając chodniki, pryzmowali śnieg na poboczach ulic, podwyższając po trochu wały śnieżne, które miejscami osiągały wysokość do dwóch metrów. Chcąc się przedostać na drugą stronę ulicy trzeba było szukać w wale śnieżnym przejścia, przez które dostawało się na coraz węższą jezdnię, a z niej przez następne przejście trafiało się na przeciwny chodnik. Uczniowie szkoły podstawowej zamiast uczestniczyć w zajęciach lekcyjnych, wychodzili na ulice ze sprzętem do odśnieżania i udrażniali chodniki i przejścia, przekopując się przez zwały śniegu. Inni ładowali śnieg do prostokątnych dużych koszy wiklinowych ustawionych na sankach, po zapełnieniu ich, śnieg wywożony był na place i skwery. Dla dorosłych zima ta była utrapieniem a dla dzieci i młodzieży czasem radości i rozrywki. Biały puch niesiony przez wiatr poczynił w krajobrazie miasteczka odmienne od przywykłych widoki. Na ulicach, chodnikach i skwerach, powstały wysokie usypiska śniegu, które niejednokrotnie zasłaniały do połowy, okna i bramy wejściowe na parterach budynków.
Dopiero na początku marca zima zaczęła odpuszczać, przyszedł czas odwilży. Na ulicach i chodnikach topniejący śnieg zmieniał się w małe strumienie. Poziom wody w rzeczkach i rowach odpływowych na obrzeżach miasta gwałtownie wzrósł, tworząc porywiste potoki, które miejscami zalewały łąki i pola uprawne na których powstawały spore rozlewiska. W powietrzu wyczuwało się nadchodzącą wiosnę. Zimę na przełomie lat 1962/3 jednogłośnie uznano zimą stulecia, głównie z powodu dużych ilości nagromadzonego śniegu i długotrwałych niskich temperatur. Najniższa temperatura w Polsce wyniosła wówczas –35,6 st. C. Dzięki zachowanym archiwalnym fotografiom możemy dziś przenieś się w przeszłość i zobaczyć fragmenty tej pamiętnej zimy która wówczas nawiedziła nasze miasto.
Źródło Stowarzyszenie Miłośników Ziemi Trzcińskiej