Pani Barbara Mazan w 1954 roku, jako absolwentka Liceum Pedagogicznego w Krzeszowicach, z nakazu pracy przybyła do Szkoły Podstawowej w Piasecznie. Ta instytucja powstała tutaj po wojnie, a pierwszym jej kierownikiem była Zofia Gomuła, której losy wspomina pani Basia: „Zofia była córką przedwojennego leśniczego, pochodziła z Polesia. Stamtąd, zmuszona sytuacją, wraz z rodzicami i siostrą uciekła z tego piekła. Po drodze jednak pojawiły się poważne komplikacje – wszystkich wywieziono na Syberię. Po wojnie przybyli do Piaseczna. Z panią Gomułą początkowo pracowałam tylko ja i Władka, z czasem było nas pięcioro.
Władek w Nowej Wsi rozpoczął swoje nowe życie, już odpowiedzialne, za siebie i ludzi, z którymi pracował. Daleko od Pionek, jego rodzinnych stron, ale pracując w lesie, co było sensem jego życia” – tak początki pracy w lesie wspomina jego żona. W tamtych latach praca w lesie była ciężka. Drzewa ścinano ręcznie, drewno łupano siekierami, zrywkę dokonywano konno. Pracy było sporo – sadzenie drzew, ścinka, obróbka, zimą i wiosną do zachodnich lasów przyjeżdżali nawet robotnicy z centralnej Polski.
Pan Władysław Mazan pochodził z rodziny leśników. Jego ojciec Jan był gajowym w Skarżysku-Kamiennej. Matka Marianna, z domu Warchoł, pochodziła z rodziny bogatych chłopów w miejscowości Zagożdżon. Tradycje leśne i myśliwskie w rodzinie były ważne. Pan Władysław Mazan miłość do lasu zaszczepił szczególnie w synu Pawle, który pełni obecnie funkcję leśniczego.
Po kilku latach przeprowadziliśmy się z leśniczówki w lesie do przejętej przez lasy tzw. „wildy”. Nadal mieszkam w tym domu – mówi pani Mazan – przed wojną należał on do niemieckiego generała w stanie spoczynku. Przed remontem było tutaj naprawdę pięknie, były drewniane schody, ogrody. Mój mąż również dbał, aby wokół domu było mnóstwo zieleni. Drzewa w pobliskim parku to jego zasługa.
Życie na leśniczówce upływało spokojnie, własnym rytmem – wspomina dawne czasy pani Basia – założyliśmy własną rodzinę. Na świat przyszło pięcioro naszych dzieci – Włodek, Andrzej, Gosia, Paweł i Rafał. Oczka w głowie mojego męża. Doczekał się niestety tylko jednego wnuka, pozostałych ośmioro przyszło na świat już po jego śmierci.
Dom w Piasecznie był także siedzibą biura leśnictwa. W powojennych latach w każdym domu palono drewnem, które ludzie gromadzili we własnym zakresie. Do kancelarii przychodzili jednak, aby przydzielić im działki do wycinki drzew. W leśnictwie pracowało jeszcze dwóch gajowych, których zadaniami było: nadzorowanie rolników szykujących drewno oraz odbiór przygotowanego drewna. Prawdziwy ruch zaczynał się w okresie świąt Bożego Narodzenia, kiedy to do siedziby leśnictwa przybywali chętni do zakupu drzewek choinkowych.
Pan Władysław Mazan, przez współpracowników i przyjaciół, został zapamiętany jako dobry gospodarz lasu. Znajomość z nim cenili wszyscy, zarówno pracownicy leśni jak i okoliczna społeczność. Angażował się w wykonywaną pracę, chciał ją usprawnić, za co uhonorowany został wieloma odznaczeniami, m.in. Orderem Odrodzenia Polski „Polonia Restituta”.
Wspomnień pani Barbary Mazan z Piaseczna wysłuchałem w dniu 17 XI 2017 roku wraz z jej córką Małgorzatą synem Pawłem i wnuczką Olą, która przyczyniła się do obecnego kształtu wypowiedzi babci.
Autorem działu regionalno - historycznego w portalu chojna24.pl jest Andrzej Krywalewicz. Znasz ciekawe historie? Posiadasz ciekawe fotografie?