Zuzia urodziła się z zespołem niedorozwoju lewej części serca


Zuzia urodziła się 26 listopada 2015 roku z HLHS, czyli zespołem niedorozwoju lewej części serca. Gdy miała 2,5 tygodnia dziewczynka przeszła pierwszą operację serca. Obeznie wraz z rodzicami czekają na drugi etap, który ma odbyć się zagranicą. Tata Zuzi prowadzi zbiórkę na pomagam.pl, z której środki chce przeznaczyć na leczenie córki.

"Miej serce i ratuj serce!" Przekażmy ten jeden procent podatku: KRS 0000266644

Wpłata z dopiskiem: ZC 6926 Zuzanna Wachowicz

Jestem Zuzia Wachowicz, urodziłam się 26 listopada 2015r. daleko od domu i rodziny bo w Warszawie. Mamusia gdy była ze mną w ciąży na połówkowym usg dowiedziała się, że mam chore serduszko i będzie musiała urodzić mnie przy ośrodku, który zajmuje się leczeniem takiej wady. Wada która mnie dotyczy to HLHS, czyli zespół niedorozwoju lewej części serca. Mamusia miesiąc przed przyjściem na świat była już pod opieką lekarzy w Warszawie i oczekiwali na moje przyjście. Przyszłam na świat siłami natury, trafiłam od razu do inkubatora na oddział patologii noworodka i tam czekałam aż przejmie mnie Centrum Zdrowia Dziecka. W piątej dobie mojego życia przewieziono mnie karetką do CZD i tam podłączona do kroplówek oczekiwałam na operacje, która miała odbyć się w pierwszych dniach mojego życia. Operacja odbyła się jak miałam 2,5 tygodnia. Po operacji leżałam na Intensywnej Terapii w bardzo ciężkim stanie, ale się nie poddawałam, bo wiedziałam że czeka na mnie moja mamusia i mój tatuś. Moje pierwsze w życiu Święta Bożego Narodzenia spędziłam w szpitalu, już na innym oddziale, na kardiochirurgii bliżej mamusi i taty, którzy mogli być przy mnie. 15 stycznia zostałam wypisana do domu. Pierwsza jazda samochodem, pierwsza długa podróż. W końcu w domku przy najbliższych z rodziny. 


Kontrole u pediatry, u kardiologa między czasie żeby sprawdzać jak przybieram na wadze, jak ma się moje serduszko. Pierwsza kontrola w szpitalu w Warszawie była wyznaczona na maj. Pojechaliśmy 19 maja i zostaliśmy odesłani, ponieważ zaczynał się strajk... Niestety nadaremną przejechaliśmy tyle kilometrów... Oczekiwanie na kolejny termin, żeby przyjęli nas na oddział na badania. W lipcu kolejna próba przyjęcia do szpitala, udało się! Zostały zrobione badania, sprawdzające stan mojego serduszka. Mając saturacje na granicy normy wypuścili mnie do domu i zakwalifikowali do drugiego etapu operacji. Mieli się odezwać we wrześniu. Niestety nie było odzewu z ich strony i nie ma do dnia dzisiejszego. Już powinnam być po drugim etapie, mam niskie saturacje, sinieją mi usta, męczę się przy zabawie czy próbach chodzenia. 

Mama non stop wydzwaniała na oddział w sprawie przyjęcia mnie na operacje. Wciąż słyszała, że nie ma miejsca, że jest pełny oddział... Proszę dzwonić pod koniec miesiąca - słyszała,ale jej upartość nie pozwalała na czekanie do końca miesiąca i telefony były zdecydowanie częściej.

W grudniu miałam wizytę kontrolną w poradni kardiologicznej przy CZD, na niej okazało się że saturacje naprawdę są bardzo niskie, lecz to nie przyspieszyło decyzji o szybszym terminie operacji. Zostaliśmy zbyci z informacją, że "może" odezwą się pod koniec stycznia, ale pani sekretarka od razu zaznaczyła, że jest dużo dzieci czekających w kolejce...

Również decyzja o podjęciu dokumentacji była przeciągana w czasie - a była ona niezbędna aby starać się o operację w Niemczech.

Rodzice postanowili nie czekać już więcej i starają się o leczenie u lekarzy w Niemczech. To jednak liczy się z kosztami, którym musimy sprostać.
Redakcja

Prześlij komentarz

Nowsza Starsza