Przychodzą takie chwile kiedy zastanawiam się dlaczego w moim życiu pojawiło się tak wiele zagmatwanych i skomplikowanych sytuacji życiowych, których rozstrzygnięcie przyniosło ból i cierpienie. Nazywam się Józefa Kostecka, od maja 1945 roku mieszkam w Lubanowie, dużej wiosce położonej na terenie Gminy Banie.
Mama Marianna Janicka
Urodziłam się 8 marca 1927 r. Moja rodzinna wioska Malanów znajduje się na terenie dzisiejszego powiatu pabianickiego, w gminie Lutomiersk. Mama Marianna Janicka, urodzona 13 VIII 1892 r. pierwsze lata życia spędziła w naszej rodzinnej wiosce. Była mądra, wyrośnięta i dojrzała na swój wiek. Gdy ukończyła 14 rok życia wraz z innymi osobami z okolic wyjechała do Niemiec "za chlebem". To był rok 1906, wioska nasza leżała w granicach zaboru rosyjskiego. W kolejnych latach tradycyjnie na początku wiosny wyruszała pociągiem do granicy Królestwa Polskiego. Kolejnym etapem drogi była wędrówka pieszo pograniczem "na czarno" przez obszary leśne. W okolicy wschodniej części Kalisza na rzece Prośnie przebiegała granica oddzielająca Królestwo Prus od Królestwa Polskiego. Po pokonaniu rzeki pieszo, grupa idących "za chlebem" docierała do ustalonego miejsca, gdzie oczekiwały osoby związane z właścicielami gospodarstw zlokalizowanych na krańcach Królestwa Prus. Taka sytuacja trwała do roku 1914, kiedy wybuchła I wojna światowa. Mama regularnie w pierwszych tygodniach wiosny wyruszała do pracy, powracała przed świętami Bożego Narodzenia. Po wybuchu I wojny światowej została zmuszona do pozostania na terenie Niemiec do 1918 r. Przez wszystkie lata pracowała w miejscowości Gischow, w majątku tym poznali się moi rodzice.
Mój tato nazywał się Ignacy Pietrow. Urodził się w 1882 r. jako drugie dziecko. Szczególnie życiorys mojego taty okazał się złożony i powikłany. Urodził się i przeżył lata swojego dzieciństwa i młodości w miejscowości Maslova, w pobliżu miasta Tobolsk na odległym wschodzie wielkiej Rosji. Pochodził z rodziny ziemiańskiej. Ukończył szkołę handlową w Tobolsku. Najstarszy w rodzeństwie był brat Jan. Wybuch I wojny światowej wyznaczył symboliczny koniec sielskiego i monotonnego życia na rosyjskim Bliskim Wschodzie. Mój tato w 1915 r znalazł się w niewoli w niemieckiej w wiosce Gischow, tutaj poznał moją mamę. Najbliżsi mojego taty pozostali w rodzinnym majątku. Z opowiadań zapamiętałam, że nazwisko Pietrow było znane w całej okolicy, rodzina była właścicielem dużych posiadłości ziemskich, zatrudniali dużo miejscowych osób. To wszystko do czasu wybuchu rewolucji bolszewickiej. Rewolucyjne wrzenie szybko rozprzestrzeniało się na obszar całego państwa. Dom rodzinny i zabudowania gospodarcze stanowiły główny cel dla miejscowych bolszewików. Przedostali się sprawnie na teren majątku rodzinnego mojego taty, po czym rozpoczęli poszukiwania właścicieli, aby dokonać demonstracyjnej egzekucji. W tym czasie matka mojego taty przebywała w pomieszczeniu znajdującym się na parterze budynku mieszkalnego. Przez okno znajdujące się na parterze, fanatycy wrzucili granat, babcia zginęła na miejscu. Przekonani, że ogień zmusi właścicieli do opuszczenia budynku zaczęli podpalać kolejne części domu i budynki gospodarcze. Dziadek był świadkiem tragedii i tylko sobie wiadomym sposobem wraz z najstarszym synem oddalił się od płonących budynków i ratował ucieczką. Ludzie z wioski po latach wspominając tragedię wspominali, że uciekinierzy kierowali się do brzegu Morza Ochockiego i szczęśliwie dotarli do Japoni. Nigdy później nie dotarły do nikogo z mojej rodziny jakiekolwiek informacje o dziadku i wujku, nie mam pojęcia czy przeżyli.
Gdy ciąża mamy stała się widoczna moja babcia zdecydowanie zażądała aby opuściła wioskę
Moja mama w 1918 r. tradycyjnie wraz z nastaniem jesieni powróciła z Niemiec do rodzinnej wioski. Powstał wtedy poważny problem w życiu mojej mamy, ponieważ była w ciąży. Gdy ciąża stała się bardziej widoczna, babcia zdecydowanie zażądała aby opuściła rodzinną wioskę. Moja mama powróciła do Niemiec w końcu 1918 r. Brat mój Bolesław urodził się 8 maja 1919 r. Był najstarszym dzieckiem moich rodziców. Niemowlak w pierwszych tygodniach swojego życia połknął kawałek szkła, mocno wymiotował, przerażony ojciec próbował uratować malutkiego syna, zdecydował, że konnym wozem zawiezie go do lekarza, który mieszkał w sąsiedniej wiosce. Niestety mały Bolesław w czasie drogi zmarł. Rodzice zdecydowali, że powrócą do wolnej Polski, do rodzinnej wioski mojej mamy. 6 VIII 1920 r. urodził się mój drug brat Władysław. W końcu 1920 r. rodzice wraz z małym Władziem przekroczyli granicę polsko - niemiecką i wyruszyli w dalszą drogę do Malanowa. Po powrocie do rodzinnej wioski mamy wzięli ślub. Tato okazał się zdolny i pojętny. Szybko nauczył się rzemiosła budowlanego i zaczął samodzielnie wykonywać prace budowlane, później często słyszałam bardzo pochlebne opinie o wykonywanej przez ojca pracy. Wykonywał różne prace budowlane: stawiał piece z cegły, pokrywał dachy budynków słomą lub trzciną, wykonywał samodzielnie drewniane drzwi i wiele innych prac.
W roku 1924 opuścił rodzinę i wyruszył do Niemiec. Zamieszkał na wyspie Rugia, znalazł pracę
Tato wykonywał swoją pracę z poświęceniem, jednak poważny problem stanowiło otrzymanie zapłaty, często odwlekano termin. Trudna sytuacja finansowa moich rodziców zmusiła tatę do podjęcia decyzji o powrocie do Niemiec.W roku 1924 opuścił rodzinę i wyruszył do Niemiec. Zamieszkał na wyspie Rugia, znalazł pracę. Często pisał listy, zapamiętałam, że mama w tym czasie szczęśliwa podkreślała, że w listach posługuje się coraz lepszym językiem polskim. Po ślubie rodziców, w okresie czterech pierwszych lat zamieszkiwania w Polsce przyszła na świat siostra Janina (ur. 1925), ja urodziłam się w 1927 r. Najmłodszy brat Edward urodził się w Niemczech (ur. 1929). Najstarsza siostra krótko po porodzie umarła. W naszym rodzinnym domu zamieszkiwała młodsza siostra mojej mamy, która urodziła córkę będąc samotną i nagle opuściła rodzinną wioskę (nigdy później nie interesowała się losem swojej córki). Dziewczynka urodziła się w 1926 r., miała na imię tak samo jak nieżyjąca siostra - Janina, cieszyła się dobrym zdrowiem, była dobrym dzieckiem. Nieszczęście umożliwiło wyjazd pozostającej pod opieką babci i mojej mamy, małej Janinie, posługując się aktem urodzenia mojej nieżyjącej siostry wraz z moją rodziną do Niemiec. Wspólnie z mamą wyruszylismy w roku 1928 do Niemiec, gdzie od kilku lat przebywał tato.
Gdy wybuchła II wojna światowa ukończyłam 12 lat, uczęszczałam do V klasy Szkoły Podstawowej w Altenkirchen na wyspie Rugia. W latach 1941-1945 byłam uczennicą szkoły zawodowej, klasy były podzielone na żeńskie i męskie. Uczyłam się wielu czynności, między innymi prac krawieckich, udzielania pierwszej pomocy lekarskiej, gotowania. Przez cały okres wojny działania wojenne omijały szczęśliwie wyspę. Rodzina moja zamieszkiwała mały, podpiwniczony budynek mieszkalny, który znajdował się na terenie majątku. Moja mama była kucharką na stołówce, w której przygotowywano ciepłe posiłki dla robotników. Tato był przez cały ten okres brygadzistą w majątku. 5 V 1945 r. do wioski wkroczyli żołnierze radzieccy. Tato kolejny raz wykazał się dużą zapobiegliwością, ponieważ od dawna na terenie majątku i wioski mówiono, że sowieci zbliżają się szybko do linii Odry. Budynek mieszkalny był podpiwniczony, jednak wejście do pomieszczenia znajdowało się od zewnątrz, było "na stałe" zablokowane. W moim małym pokoju wykuł otwór w podłodze, który zakrył dywanem i ustawił łóżko. Ukryłam się z Janiną, kiedy pojawili się żołnierze w wiosce. Gdy okazało się, że tato mój jest Rosjaninem, rozpoczęły się rozmowy wyjaśniające, w których tato zachowywał dużo spokoju. Do mieszkania po jakimś czasie przybył jeden z ważniejszych w hierarchii czerwonoarmistów i żądał wyjaśnienia skomplikowanej sytuacji. Zakończenie wojny niestety nie wiązało się z uzyskaniem przez jeńców wojennych wolności. W myśl sowieckiego prawa (kodeks karny z 1936 r.) każdy czerwonoarmista, który trafił do niewoli uważany był za zdrajcę. Tato mój pomimo, że w czasie I wojny światowej trafił do niewoli, pozostawał na obszarze Niemiec do 1945 r. podlegał poważnym represjom. Przysłuchiwałam się rozmowom w których tato ze spokojem wyjaśniał swoją zawiłą sytuację. Słyszałam kroki, rozmowy, życie toczyło się nadal, a ja schylona i ukryta wraz z moją przyrodnią siostrą w małym pomieszczeniu piwnicy, przysłuchiwałyśmy się rozmowom. Wejście do piwnicy przez okres dwóch dni było zakryte dywanem i metalowym łóżkiem. Wyjaśnienia ustały, nasza czujność została uśpiona. Opuściłam piwnicę, kiedy tato wyraził zgodę, przeświadczony, że nie grozi nam niebezpieczeństwo ze strony wyzwolicieli oraz, że sytuacja została załagodzona. Powróciłam do rzeczywistości. Rozpoczął się koszmar dla ludności miejscowej. Moją koleżankę Elzę Herde siedmiokrotnie zgwałcono, zmarła w wyniku zakażenia. Moja ciotka, która podobnie jak mama przyjechała na Rugię za chlebem, wyszła za mąż przed wojną za Niemca. Została kilkakrotnie zgwałcona w obecności swoich dzieci. Ogromu tragedii jakie się wydarzyły po 5 V 1945 r. w małej rugijskiej wiosce nikt chyba nie przewidział. Nastał czas polowań na kobiety, masowych gwałtów, bolszewicy traktowali miejscowe kobiety jako łupy wojenne, Nigdy nie przypuszczałam,że koszmarne, upiorne zdarzenia, które nastąpiły na sennej, spokojnej Rugii będą mi towarzyszyły przez całe życie jak cień.
W kolejnej części zaprezentujemy dalsze wspomnienia pani Józefy Kosteckiej z Lubanowa.
Mama Marianna Janicka
Urodziłam się 8 marca 1927 r. Moja rodzinna wioska Malanów znajduje się na terenie dzisiejszego powiatu pabianickiego, w gminie Lutomiersk. Mama Marianna Janicka, urodzona 13 VIII 1892 r. pierwsze lata życia spędziła w naszej rodzinnej wiosce. Była mądra, wyrośnięta i dojrzała na swój wiek. Gdy ukończyła 14 rok życia wraz z innymi osobami z okolic wyjechała do Niemiec "za chlebem". To był rok 1906, wioska nasza leżała w granicach zaboru rosyjskiego. W kolejnych latach tradycyjnie na początku wiosny wyruszała pociągiem do granicy Królestwa Polskiego. Kolejnym etapem drogi była wędrówka pieszo pograniczem "na czarno" przez obszary leśne. W okolicy wschodniej części Kalisza na rzece Prośnie przebiegała granica oddzielająca Królestwo Prus od Królestwa Polskiego. Po pokonaniu rzeki pieszo, grupa idących "za chlebem" docierała do ustalonego miejsca, gdzie oczekiwały osoby związane z właścicielami gospodarstw zlokalizowanych na krańcach Królestwa Prus. Taka sytuacja trwała do roku 1914, kiedy wybuchła I wojna światowa. Mama regularnie w pierwszych tygodniach wiosny wyruszała do pracy, powracała przed świętami Bożego Narodzenia. Po wybuchu I wojny światowej została zmuszona do pozostania na terenie Niemiec do 1918 r. Przez wszystkie lata pracowała w miejscowości Gischow, w majątku tym poznali się moi rodzice.
Mój tato Ignacy Pietrow był Rosjaninem, urodził się dalekim rosyjskim wschodzie. Szczególnie życiorys mojego taty okazał się złożony i powikłany.
Droga jaką pokonał tato Pani Józefy w okresie I wojny światowej. |
Przypuszczalna droga ucieczki dziadka Pani Józefy |
Tobolsk z początku XVIII w. |
Moja mama w 1918 r. tradycyjnie wraz z nastaniem jesieni powróciła z Niemiec do rodzinnej wioski. Powstał wtedy poważny problem w życiu mojej mamy, ponieważ była w ciąży. Gdy ciąża stała się bardziej widoczna, babcia zdecydowanie zażądała aby opuściła rodzinną wioskę. Moja mama powróciła do Niemiec w końcu 1918 r. Brat mój Bolesław urodził się 8 maja 1919 r. Był najstarszym dzieckiem moich rodziców. Niemowlak w pierwszych tygodniach swojego życia połknął kawałek szkła, mocno wymiotował, przerażony ojciec próbował uratować malutkiego syna, zdecydował, że konnym wozem zawiezie go do lekarza, który mieszkał w sąsiedniej wiosce. Niestety mały Bolesław w czasie drogi zmarł. Rodzice zdecydowali, że powrócą do wolnej Polski, do rodzinnej wioski mojej mamy. 6 VIII 1920 r. urodził się mój drug brat Władysław. W końcu 1920 r. rodzice wraz z małym Władziem przekroczyli granicę polsko - niemiecką i wyruszyli w dalszą drogę do Malanowa. Po powrocie do rodzinnej wioski mamy wzięli ślub. Tato okazał się zdolny i pojętny. Szybko nauczył się rzemiosła budowlanego i zaczął samodzielnie wykonywać prace budowlane, później często słyszałam bardzo pochlebne opinie o wykonywanej przez ojca pracy. Wykonywał różne prace budowlane: stawiał piece z cegły, pokrywał dachy budynków słomą lub trzciną, wykonywał samodzielnie drewniane drzwi i wiele innych prac.
W wiosce Malanów stoi do dziś mój rodzinny dom. Kiedy po raz ostatni odwiedziłam rodzinne strony w 2004 r. poprosiłam obecnych mieszkańców o możliwość obejrzenia pomieszczeń, oczywiście wyrazili zgodę, jednak właścicielka w pewnej chwili przedstawiła mi akt własności. Zapewniłam, że uczestniczę tylko w "podróży do przeszłości".
W roku 1924 opuścił rodzinę i wyruszył do Niemiec. Zamieszkał na wyspie Rugia, znalazł pracę
Tato wykonywał swoją pracę z poświęceniem, jednak poważny problem stanowiło otrzymanie zapłaty, często odwlekano termin. Trudna sytuacja finansowa moich rodziców zmusiła tatę do podjęcia decyzji o powrocie do Niemiec.W roku 1924 opuścił rodzinę i wyruszył do Niemiec. Zamieszkał na wyspie Rugia, znalazł pracę. Często pisał listy, zapamiętałam, że mama w tym czasie szczęśliwa podkreślała, że w listach posługuje się coraz lepszym językiem polskim. Po ślubie rodziców, w okresie czterech pierwszych lat zamieszkiwania w Polsce przyszła na świat siostra Janina (ur. 1925), ja urodziłam się w 1927 r. Najmłodszy brat Edward urodził się w Niemczech (ur. 1929). Najstarsza siostra krótko po porodzie umarła. W naszym rodzinnym domu zamieszkiwała młodsza siostra mojej mamy, która urodziła córkę będąc samotną i nagle opuściła rodzinną wioskę (nigdy później nie interesowała się losem swojej córki). Dziewczynka urodziła się w 1926 r., miała na imię tak samo jak nieżyjąca siostra - Janina, cieszyła się dobrym zdrowiem, była dobrym dzieckiem. Nieszczęście umożliwiło wyjazd pozostającej pod opieką babci i mojej mamy, małej Janinie, posługując się aktem urodzenia mojej nieżyjącej siostry wraz z moją rodziną do Niemiec. Wspólnie z mamą wyruszylismy w roku 1928 do Niemiec, gdzie od kilku lat przebywał tato.
Przez cały okres wojny działania wojenne omijały szczęśliwie wyspę
Gdy wybuchła II wojna światowa ukończyłam 12 lat, uczęszczałam do V klasy Szkoły Podstawowej w Altenkirchen na wyspie Rugia. W latach 1941-1945 byłam uczennicą szkoły zawodowej, klasy były podzielone na żeńskie i męskie. Uczyłam się wielu czynności, między innymi prac krawieckich, udzielania pierwszej pomocy lekarskiej, gotowania. Przez cały okres wojny działania wojenne omijały szczęśliwie wyspę. Rodzina moja zamieszkiwała mały, podpiwniczony budynek mieszkalny, który znajdował się na terenie majątku. Moja mama była kucharką na stołówce, w której przygotowywano ciepłe posiłki dla robotników. Tato był przez cały ten okres brygadzistą w majątku. 5 V 1945 r. do wioski wkroczyli żołnierze radzieccy. Tato kolejny raz wykazał się dużą zapobiegliwością, ponieważ od dawna na terenie majątku i wioski mówiono, że sowieci zbliżają się szybko do linii Odry. Budynek mieszkalny był podpiwniczony, jednak wejście do pomieszczenia znajdowało się od zewnątrz, było "na stałe" zablokowane. W moim małym pokoju wykuł otwór w podłodze, który zakrył dywanem i ustawił łóżko. Ukryłam się z Janiną, kiedy pojawili się żołnierze w wiosce. Gdy okazało się, że tato mój jest Rosjaninem, rozpoczęły się rozmowy wyjaśniające, w których tato zachowywał dużo spokoju. Do mieszkania po jakimś czasie przybył jeden z ważniejszych w hierarchii czerwonoarmistów i żądał wyjaśnienia skomplikowanej sytuacji. Zakończenie wojny niestety nie wiązało się z uzyskaniem przez jeńców wojennych wolności. W myśl sowieckiego prawa (kodeks karny z 1936 r.) każdy czerwonoarmista, który trafił do niewoli uważany był za zdrajcę. Tato mój pomimo, że w czasie I wojny światowej trafił do niewoli, pozostawał na obszarze Niemiec do 1945 r. podlegał poważnym represjom. Przysłuchiwałam się rozmowom w których tato ze spokojem wyjaśniał swoją zawiłą sytuację. Słyszałam kroki, rozmowy, życie toczyło się nadal, a ja schylona i ukryta wraz z moją przyrodnią siostrą w małym pomieszczeniu piwnicy, przysłuchiwałyśmy się rozmowom. Wejście do piwnicy przez okres dwóch dni było zakryte dywanem i metalowym łóżkiem. Wyjaśnienia ustały, nasza czujność została uśpiona. Opuściłam piwnicę, kiedy tato wyraził zgodę, przeświadczony, że nie grozi nam niebezpieczeństwo ze strony wyzwolicieli oraz, że sytuacja została załagodzona. Powróciłam do rzeczywistości. Rozpoczął się koszmar dla ludności miejscowej. Moją koleżankę Elzę Herde siedmiokrotnie zgwałcono, zmarła w wyniku zakażenia. Moja ciotka, która podobnie jak mama przyjechała na Rugię za chlebem, wyszła za mąż przed wojną za Niemca. Została kilkakrotnie zgwałcona w obecności swoich dzieci. Ogromu tragedii jakie się wydarzyły po 5 V 1945 r. w małej rugijskiej wiosce nikt chyba nie przewidział. Nastał czas polowań na kobiety, masowych gwałtów, bolszewicy traktowali miejscowe kobiety jako łupy wojenne, Nigdy nie przypuszczałam,że koszmarne, upiorne zdarzenia, które nastąpiły na sennej, spokojnej Rugii będą mi towarzyszyły przez całe życie jak cień.
Altenkirchen - najstarsza parafia na wyspie Rugia |
W kolejnej części zaprezentujemy dalsze wspomnienia pani Józefy Kosteckiej z Lubanowa.
Autorem działu regionalno - historycznego w portalu chojna24.pl jest Andrzej Krywalewicz. Znasz ciekawe historie? Posiadasz ciekawe fotografie? Zapraszamy do kontaktu: andrzejkrywalewicz@chojna24.pl lub tel. 793 069 999