W dniu 23 sierpnia 1939 r. przedstawiciele dyplomacji III Rzeszy i ZSRR podpisali w Moskwie pakt o nieagresji wraz z tajnym protokołem dodatkowym. Pakt został podpisany przez reprezentującego III Rzeszę ministra spraw zagranicznych Joachima von Ribbentropa oraz ludowego komisarza do spraw zagranicznych Wiaczesława Mołotowa.
I etap drogi, która trwała ponad miesiąc - od przedwojennego Powiatu podhajeckiego do Muraszy - Republika Komijska (ASRR) |
Babcia Katarzyna - z córką Anną |
Protokół dodatkowy składał się z czterech punktów, punkt drugi dotyczył bezpośrednio Polski, brzmiał następująco: „W wypadku terytorialnych i politycznych przekształceń na terenach należących do Państwa Polskiego granica stref interesów Niemiec i ZSRR przebiegać będzie w przybliżeniu po linii rzek Narwi, Wisły i Sanu. Kwestia, czy w obopólnym interesie będzie pożądane utrzymanie niezależnego Państwa Polskiego i jakie będą granice tego państwa, będzie mogła być ostatecznie wyjaśniona tylko w toku dalszych wydarzeń politycznych. W każdym razie oba rządy rozstrzygną tę kwestię na drodze przyjaznego porozumienia”.
"Dziesiąty luty będziem pamiętali, przyszli Sowieci, gdyśmy jeszcze spali i nasze dzieci na sanie wsadzili, na główną stację wszystkich dowozili" - mówią słowa piosenki napisanej przez nieznanego Polaka zesłanego na początku 1940 r. w głąb ZSRR.
I etap drogi, która trwała ponad miesiąc - od przedwojennego Powiatu podhajeckiego do Muraszy - Republika Komijska (ASRR) |
17 września 1939 roku żołnierze sowieccy, wypełniając porozumienie zawarte pomiędzy III Rzeszą i ZSRR, bez oficjalnego wypowiedzenia wojny przekroczyli granicę Rzeczpospolitej.
Historia opowiedziana przez pana Stanisława Mroza, mieszkańca wioski Strzeszów (gmina Trzcińsko Zdrój) urodzonego 12 XI 1930 r.
Kiedy wybuchła II woja światowa w roku 1939 skończyłem 9 lat. Urodziłem się 12 IX 1930 r. w miejscowości Łoszniów. W tej dużej wiosce przeżyłem pierwsze lata swojego życia. W wiosce do dzisiaj przetrwało wiele śladów przynależności wioski do Rzeczypospolitej Polskiej; Parafialny kościół pod wezwaniem św Jana Kantego wybudowany w latach 1869-1873, kwatera polskich żołnierzy poległych w walkach z Ukraińcami w roku 1918, pomnik upamiętniający polskich żołnierzy poległych w czasie I wojny światowej, polski cmentarz oraz zabytkowy młyn Wiktor. Niestety nie dotrwał do dzisiejszych czasów zamek rodziny Dulskich. 12 IV 1939 r. rodzice moi zdecydowali o przeprowadzeniu się do pobliskiej, nowo utworzonej w roku 1926 gminy wiejskiej - Woli Gołuchowskiej (w powiecie podhajeckim, województwie tarnopolskim). W dniu agresji ZSRR na Polskę 17 IX 1939 r. mój tato został zamordowany przez ukraińskiego nacjonalistę. Do pamiętnego dnia 10 lutego 1940 r. mieszkaliśmy z mamą i rodzeństwem w Woli Gołuchowskiej.
Kiedy wybuchła II woja światowa w roku 1939 skończyłem 9 lat. Urodziłem się 12 IX 1930 r. w miejscowości Łoszniów. W tej dużej wiosce przeżyłem pierwsze lata swojego życia. W wiosce do dzisiaj przetrwało wiele śladów przynależności wioski do Rzeczypospolitej Polskiej; Parafialny kościół pod wezwaniem św Jana Kantego wybudowany w latach 1869-1873, kwatera polskich żołnierzy poległych w walkach z Ukraińcami w roku 1918, pomnik upamiętniający polskich żołnierzy poległych w czasie I wojny światowej, polski cmentarz oraz zabytkowy młyn Wiktor. Niestety nie dotrwał do dzisiejszych czasów zamek rodziny Dulskich. 12 IV 1939 r. rodzice moi zdecydowali o przeprowadzeniu się do pobliskiej, nowo utworzonej w roku 1926 gminy wiejskiej - Woli Gołuchowskiej (w powiecie podhajeckim, województwie tarnopolskim). W dniu agresji ZSRR na Polskę 17 IX 1939 r. mój tato został zamordowany przez ukraińskiego nacjonalistę. Do pamiętnego dnia 10 lutego 1940 r. mieszkaliśmy z mamą i rodzeństwem w Woli Gołuchowskiej.
Łoszniów na mapie |
Łoszniów - pomnik upamiętniający polskich żołnierzy, którzy zginęli w I wojnie światowej |
W czasie I etapu naszej tułaczki kuzyn mamy, (nazywał się Skorupski) mieszkający w sąsiedniej wiosce, dowiedział się o deportacji naszej rodziny i natychmiast pośpieszył z pomocą. Zdobył worek pełen chleba i udał się do Denysowa, mając nadzieję, że zdąży przed odjazdem składu wagonów, przemieszczających się na wschód, w którym umieszczono również mamę i rodzeństwo pana Stanisława. Spóźnił się jednak, więc wsiadł do pociągu pasażerskiego do Tarnopola wiedząc, że tam jego bliscy będą mieli postój. Szczęśliwie odnalazł skład pociągu i przekazał rodzinie wiktuały. Pan Stanisław zapamiętał, że dostarczony w worku chleb wystarczył dla całej rodziny do połowy drogi.
W trzech najstarszych barakach mieszkalnych przebywali po roku 1863 uczestnicy powstania styczniowego
Po długiej i ciężkiej podróży, która trwała około jednego miesiąca, dotarliśmy do miasta Kirow, leżącego w europejskiej części Rosji nad rzeką Wiatką. Stacjami rozładunkowymi dla zsyłanych na wschód Polaków mieszkających w dawnym województwie tarnopolskim były stacje Muraszy i Piniug w obwodzie kirowskim. Ostatnim etapem tułaczki było miasto Muraszy, leżące od Kirowa o ponad 100 km w kierunku północnym. Tutaj rozładowano na peron dobytek przywieziony przez Polaków. Na podłodze całego dworca kolejowego były rozsypane trociny. Spędziliśmy tutaj dwie doby, panował zgiełk i ścisk, pomieszczenia dworcowe ogrzewały ciała ludzi. Drugiego dnia przyszedł oficer NKWD i pytał kolejno dorosłych o ilość członków rodziny. Mama odrzekła, że wspólnie z nią jest nas pięcioro. Uformowani w grupy członkowie rodzin opuszczali dworzec w kolejności narzuconej przez oficera, i udawali się do podstawionych dużych samochodów. Nadwozia potężnych samochodów zostały zbudowane z desek. Po pewnym czasie duży samochód dostawczy na którego nadwoziu przebywałem z najbliższymi wyruszył w drogę, zapamiętałem rozstawione dość gęsto słupy telegraficzne przy drodze. Wyruszyliśmy w trasę około 170 km na północ od miasta Muraszy, pokonaliśmy ostatni etap dojechaliśmy do miasta Zanulie. Dotarliśmy do leśniczówki, w pobliżu której znajdowało się 11 baraków. Osada na której obszarze zostały wybudowane baraki nazywała się Lapomos Górny i była oddalona od Zanulie o około 8 km. W późniejszym czasie dowiedziałem się, ze w trzech najstarszych barakach mieszkalnych przebywali po roku 1863 uczestnicy powstania styczniowego. Wśród nas przebywał nauczyciel geografii ze Śląska, który od samego początku pobytu wspominał, że osada, do której przybyliśmy znajduje się na 51 południku. W barakach znajdowały się prycze piętrowe, pomieszczenia ogrzewane były piecami ceglanymi opalanymi drzewem. Gdy zbliżała się pora odpoczynku, układaliśmy na drewniane prycze ubrania, kurtki, co kto posiadał, aby uniknąć bezpośredniego kontaktu z deskami Teren na którym znajdowały się drewniane baraki nie był ogrodzony. Po trzech dniach odpoczynku z nowo przybyłymi robotnikami spotkał się administrator, najprawdopodobniej współpracownik NKWD. W jednym z baraków mieścił się magazyn, do którego udali się robotnicy po sprzęt do pracy.
Moja mama bardzo ciężko pracowała, była świadoma, że na niej jednej spoczywa ogromny obowiązek i odpowiedzialność
Rozpoczął się ciężki, często tragiczny etap w życiu rodaków. Praca rozpoczynała się o godzinie 7, robotnicy udawali się do lasu, praca przy wyrębie drzewa była bardzo ciężka i wymagała wiele trudu i poświęcenia. Początkowo karczowano las w pobliżu baraków po czym stopniowo droga codzienna do pracy wydłużyła się do 8 km w jedną stronę. Starsi i dzieci przebywali przez cały dzień w miejscu zakwaterowania. Zimą pracowano do temperatury - 40 stopni, jeżeli temperatura była niższa pozostawano w obozie, ponieważ drzewo przy tak niskich temperaturach kruszeje.
Ciężko pracujący robotnicy bardzo często po powrocie po zmierzchu do baraków nie byli w stanie opiekować się dziećmi, co zmotywowało kierownictwo obozu do utworzenia domu dziecka oddalonego od osady Lapomos Górny, gdzie zbudowane zostały baraki o ponad 30 km.
Na kolejne wspomnienia pana Stanisława Mróz zapraszamy w kolejnej publikacji
Zdjęcie rodzinne pochodzi z rodzinnego albumu pana Stanisława
Autorem działu regionalno - historycznego w portalu chojna24.pl jest Andrzej Krywalewicz. Znasz ciekawe historie? Posiadasz ciekawe fotografie? Zapraszamy do kontaktu: andrzejkrywalewicz@chojna24.pl lub tel. 793 069 999
z ciekawościa przeczytalam i czekam na dalsze częsci :) opowieść jak w książce "Syberiada Polska"
OdpowiedzUsuń