Droga z przedwojennego województwa tarnopolskiego " w nieznane" do Lisiego Pola i Grzybna - Jesień 1945

  
Pani Bronisława Żołyńska urodzona 18 I 1932 r., w miejscowości Draganówka, oddalonej o 30 km od Tarnopola oraz około 60 km od Lwowa. W roku 1945 trzynastoletnia pani Bronia wraz z rodzicami, siostrą i braćmi wraz z innymi mieszkańcami wioski rodzinnej oraz innych sąsiednich wiosek przedwojennego powiatu tarnopolskiego wyruszyło ze stacji Wielkie Borki długim składem pociągu w" nieznane". Pociąg składał się z dużej ilości wagonów towarowych bez dachu. Rodzice zabrali z sobą krowę. Mama pani Broni pracowała jako kucharka u właścicieli majątku, natomiast tata u tych samych właścicieli wykonywał pracę dozorcy majątku.




Warunki,i w jakich dokonywana była akcja przesiedleńcza były różne, za organizację przesiedleń z byłych kresów wschodnich Polski odpowiadał Władysław Wolski. Był on początkowo głównym pełnomocnikiem do spraw ewakuacji, natomiast w sierpniu 1945 r. został ustanowiony generalnym pełnomocnikiem rządu d.s. repatriacji. Podlegali mu bezpośrednio pełnomocnicy w Łucku (Ukraina), Baranowiczach (Białoruś) oraz w Wilnie (Litwa). Rządy Republik Radzieckich graniczących z granicą Polski odpowiadały za sprawną organizację ewakuacji polskiej ludności, za transport zobowiązały się płacić dwie strony. Jednak rzeczywistość przyniosła tradycyjnie wiele uciążliwości. W części ziem polskich, które zostały włączone do Ukraińskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej repatrianci tkwili, skazani na siebie na dworcach kolejowych "narażeni na napaści silnych ukraińskich nacjonalistów z Ukraińskiej Armii Powstańczej (UPA)".

Pani Bronia wraz z najbliższymi rozpoczęła drogę w nieznane na stacji kolejowej Wielkie Borki, leżącej na obszarze USRR. Podczas postoju moi rodzice poznali rodzinę repatriantów z pobliskiej miejscowości - Łomnickich, jak się okazało po latach syn poznanych rodziców to był przyszły aktor - Tadeusz Łomnicki - odtwórca roli Michała Wołodyjowskiego.


To była bardzo długa podróż, która trwała prawie miesiąc... Podczas postoju moi rodzice poznali rodzinę repatriantów z pobliskiej miejscowości - Łomnickich, jak się okazało po latach syn poznanych rodziców to był przyszły aktor - Tadeusz Łomnicki - odtwórca roli Michała Wołodyjowskiego.

To była bardzo długa podróż, która trwała prawie miesiąc, wspomina pani Bronia - na wielu stacjach, gdzie powolny skład się zatrzymywał poznawali się ludzie. Gdy pociąg się zatrzymał, repatrianci przygotowywali na paleniskach zbudowanych z cegieł lub płaskich kamieni, ciepły pokarm z jadalnych "resztek". Mój tata, wspomina pani Bronisława, bez skrupułów prosił żołnierzy radzieckich o pomoc żywnościową, ponieważ nasz rodzinny "bagaż" był bardzo skromny. Żołnierze radzieccy chętnie i szczerze dzielili się żywnością, zapamiętałam smak konserw mięsnych z dużą ilością czosnku, które otrzymywał tata od żołnierzy, były bardzo dobre. W czasie długich postojów składu pociągu nawiązywało się wiele nowych znajomości, ludzie chętnie rozmawiali, wymieniali się wiedzą, wspominali, dzielili się swoimi niepokojami i wspierali. Podczas postoju moi rodzice poznali rodzinę repatriantów z pobliskiej miejscowości - Łomnickich, jak się okazało po latach syn poznanych rodziców to był przyszły aktor - Tadeusz Łomnicki - odtwórca roli Michała Wołodyjowskiego. Gdy w połowie lat 70 tych minionego stulecia film historyczny "Potop" oraz aktorzy grający w tym filmie stali się bardzo popularni, rodzice z łatwością powiązali pewne fakty i rozpoznali chłopca.



Jedna z kobiet, która jechała w tym samy wagonie co ja, dostała bólów porodowych i zaczęła rodzić w wagonie pełnym repatriantów. Kobieta urodziła szczęśliwie chłopca, zamieszkała w Strzelczynie.

Zapamiętałam epizod związany z narodzinami dziecka. Jedna z kobiet, która jechała w tym samy wagonie co ja, dostała bólów porodowych i zaczęła rodzić w wagonie pełnym repatriantów. Kobieta urodziła szczęśliwie chłopca, zamieszkała w Strzelczynie. Dla mnie droga zakończyła się w październiku 1945 r., na stacji kolejowej w Lisim Polu. Pamiętam, że jacyś ludzie oczekujący na stacji kolejowej, odpowiedzialni byli za rozlokowanie nas, przybyłych do wioski. Zaproponowano tacie, aby zamieszkał w budynku mieszkalnym w Lisim Polu blisko lasu, od strony Gryfina. W wiosce przebywała jeszcze ludność niemiecka i żołnierze radzieccy, na polach rosły ziemniaki - wspomina pani Bronia. Ostatecznie wraz z innymi rodzinami, naszymi sąsiadami wyruszyliśmy w drogę do Grzybna. Przed wjazdem do wioski znajdował się znak miejscowości:Thänsdorf. W miejscowości przebywała jeszcze "garstka" ludności niemieckiej oraz żołnierze radzieccy. W budynkach gospodarczych znajdowały się zapasy dorodnej pszenicy, w kopcach marchew i pietruszka. Zamieszkaliśmy w budynku położonym w kierunku drogi do Żelechowa. Żołnierze radzieccy przebywający w wiosce dokonywali dewastacji wyposażenia niemieckich domów, wyposażenie mieszkań było rozbijane, niszczone dość powszechnie, nie pamiętam szczegółów jednak taki obraz zapamiętałam, wspomina pani Bronisława. W okresie powojennym dużą pomoc społeczność nasza otrzymywała w ramach pomocy uzyskiwanej od organizacji międzynarodowej UNRRA, otrzymywaliśmy żywność, zwierzęta hodowlane, leki i sprzęt medyczny, zboże.


W pobliżu domu w Grzybnie w  którym wraz z rodzicami i rodzeństwem zamieszkałam,  szła ludność niemiecka prowadzona przez żołnierzy radzieckich, wielu z nich prowadziło wózki ze swoim dobytkiem, tobołkami, w grupie było wiele dzieci. Z tyłu na koniu jechał dumnie oficer radziecki

Zapamiętałam taki epizod z pierwszych dni; przez wioskę w pobliżu domu w Grzybnie w  którym wraz z rodzicami i rodzeństwem zamieszkałam, szła ludność niemiecka, wielu z nich prowadziło wózki ze swoim dobytkiem, tobołkami, w grupie było wiele dzieci. Grupa Niemców składała się, myślę z około 50 osób. Radzieccy żołnierze szli na pieszo, oficer jechał na koniu. Moja mama wyniosła Niemcom chleb - zapamiętałam. Do sąsiedniego domu "Witeńki", budynku przypominającego mały pałacyk, który do dzisiaj nie dotrwał, przyniesiono dużo słomy i zakwaterowano na noc Niemców. Zapamiętałam, że w domu zostało tylko słoma. Co się stało z ludnością niemiecką, zastanawiałam się wielokrotnie.

Naukę podjęłam w Szkole Podstawowej, której budynek znajdował się w pobliżu "dzisiejszej" plebanii. Do tej szkoły uczęszczały również moje dzieci. W wieku 16 lat podjęłam pierwsze prace; ręcznie sadziłam ziemniaki, składałam sterty słomy, stawiałam mendle ze zbożem. Mój mąż przyjechał do Grzybna z okolic Przemyśla, zakochaliśmy się "od pierwszego wejrzenia". Przeżyliśmy wspólnie 60 lat i dwa tygodnie. Szczęśliwie wychowaliśmy dzieci i doczekaliśmy się wnuków i prawnuków. Wspólnie z mężem całe życie przepracowaliśmy we własnym gospodarstwie.








Zdjęcia rodzinne pochodzą z rodzinnego albumu pani Bronisławy.




Autorem działu regionalno - historycznego w portalu chojna24.pl jest Andrzej Krywalewicz. Znasz ciekawe historie? Posiadasz ciekawe fotografie? Zapraszamy do kontaktu: andrzejkrywalewicz@chojna24.pl lub tel. 793 069 999

2 Komentarze

  1. babcia moja urodziła się w Płotyczy niedaleko Tarnopola

    polecam książkę "Z podolskiej Płotyczy na zachód Polski" Władysławy Bilskiej-Homa

    OdpowiedzUsuń
  2. a moja babcia mieszkała wioskę obok gdzie mieszkał Niemen i też pamięta tą rodzinę

    OdpowiedzUsuń
Nowsza Starsza